niedziela, 28 grudnia 2014

Ale pasztet...

Czasami może nas dotknąć klęska urodzaju. W te święta trafiło mi się tyle pasztetu, że połowę zamroziłam. Miałam trzy rodzaje, bez dodatków, z zielonym pieprze i na słodko z imbirem, cynamonem i suszonymi owocami (żurawiną, rodzynkami i morelami) moczonymi w Brendy. Wszystkie były pyszne i świetnie pasowały do kanapek. Ten na słodko z borówkami na przykład. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz