W ostatnim czasie panuje jakiś pomór. Niestety mnie nie ominęło. Skrzypiałam jak stary fotel, aż trudno mnie było zrozumieć. Wieczorem mieli przyjść goście i musiałam coś wymyślić. Kręciłam się nerwowo po kuchni, aż mój wzrok napotkał puszkę zielonego groszku. Kupiłam ją kiedyś z zamiarem zrobienia pasty, ale jakoś się odwlekło. Za to teraz miałam świetną okazję. Odcedziłam groszek, dodałam do niego świeżą papryczkę chilli, odrobinę wody, żeby pasta miała odpowiednią konsystencje, sól, czarny pieprz i sok z limonki. Użyłam blendera i gotowe. Wyszło boso i pasowało do kanapek z..., ale o tym jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz