środa, 24 lipca 2013

Żółty czerwony ser

Jak trzaska, mróz nikomu nie chce się iść po świeże bułki z samego rana, a tak przy upale to nawet z mokrymi włosami można wyskoczyć. Dlatego na śniadanie była pełnoziarnista bułka pszenno-żytnia, posmarowana gęstym sosem czosnkowym domowej roboty, przełożona czerwoną goudą z pomidorami i bazylią oraz warzywami. Papryka czerwona i ogórek były z pobliskiego straganu, a sałata z działki od sąsiadki Zosi, podobnie jak czosnek do sosu.


czwartek, 11 lipca 2013

Trochę po francusku

Może to dziwne, ale wszystkie te moje kanapki są świeże pachnące i chrupiące. Zawsze pisze o nich w samych superlatywach, tak to już jest że ja po prostu takie kanapki najbardziej lubię. Ostatnio na śniadanie zjadłam kanapki zrobione z bagietki, której chrupkość pozostawiała nieco do życzenia, z masłem i moim ulubionym salami typu francuskiego, czasem na opakowaniach spotykam się z nazwą bagietkowe. Plasterki mają kształt rogalików i same z 
siebie pachną świeżym pieczywem i masłem.




wtorek, 9 lipca 2013

Wieczorne co nieco

Upał źle wpływa na apetyt. Dlatego, zamiast poranną, to przedstawiam wieczorną przekąskę. Pszenny chleb z sezamem, pachnące masło, gotowane jajko, a wszystko to przykryte plastrami pomidora. Nie takiego drewnianego jak przez całą zimę, tylko świeżego, letniego z przydomowego ogródka, a na wierzchu kilka listków oregano prosto z krzaczka. 

 

środa, 3 lipca 2013

Prawie robi niestety różnicę

Z uwagi na brak słońca i pochmurne niebo postanowiłam zjeść na śniadanie coś co będzie choć trochę przypominało słoneczne południe. Pszenną bułkę skropiłam oliwą z oliwek (taką z dodatkiem bazylii) i położyłam na niej plastry fety, nie takiej ciapowatej tylko takiej twardej moczonej w solance dodatkiem do kanapki było kilka plasterków ogórka i pomidora. No i oczywiście oliwki, takie faszerowane anchovies. Mrrrr! Szkoda tylko, że ta Grecja tylko na talerzu.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Dinozaurowa kanapka dla prawdziwego faceta albo motylek dla księżniczki

Każdy kto ma dziecko wie, że czasem na prawdę trudno namówić je do jedzenia. Można robić myszki z jajek czy pociągi z kanapek, ale nie zawsze to pomaga. Jakiś czas temu wstąpiłam do Home&you i moją uwagę przykuły dwa plastikowe przedmioty. Jeden różowy, a drugi niebieski. W przypadku pierwszego rozszyfrowałam, że chodzi o motylka, a drugi był jakiś enigmatyczny. Po dłuższej chwili zorientowałam się, że są to dwa dinozaury w kształcie kromki chleba. Najpierw pomyślałam, że to wynalazek, dla amerykanów, którzy z chleba tostowego odkrawają skórkę, a potem doszłam do wniosku, że w sumie to nie głupie. Kupiłam dinozaury, za motyla miała bym bure od syna. Foremka działa świetnie, tylko jest jeden problem, w Polsce nie często spotyka się chleb w słusznym amerykańskim rozmiarze, musiałam porządnie się nachodzić po sklepach, żeby znaleźć taki, który by pasowa. Jeśli mam za małe kromki, to zostaje dużo obrzynków, a to źle wpływa na moje biodra.